Od kilku lat możemy zaobserwować coraz większą fascynację mową ciała, czyli wszelkimi komunikatami niewerbalnymi, które świadomie bądź nie wysyłamy swojemu rozmówcy. Zgłębianie tej dziedziny jest oczywiście jak najbardziej pomocne, nie tylko w biznesie, ale również w życiu osobistym. Dzięki wiedzy na jej temat możemy określić, czy osoba, z którą rozmawiamy, jest zrelaksowana czy zestresowana, czy czuje się przy nas komfortowo i czy odnosimy oczekiwane rezultaty. Coraz częściej można natknąć się na materiały tłumaczące w prosty sposób, jak przyłapać kogoś na kłamstwie albo jak nie dać po sobie poznać, że jest się zestresowanym. Nie ma niczego złego w doskonaleniu siebie, bo o to w większości takich poradników chodzi. Problem pojawia się, gdy zbyt zafascynowana tematem osoba odczytywanie mowy ciała obiera sobie za cel życiowy, a początkowe hobby przeradza się w obsesję.
Skomplikowane zagadnienie spłycone do granic możliwości
Czy słyszałeś, że jak rozmówca stara się nie łapać z Tobą kontaktu wzrokowego, to najpewniej stara się kłamać? Albo, że jak ktoś trzyma ręce w kieszeniach, to jest do Ciebie wrogo nastawiony? Takich “rad” w internecie jest ostatnio mnóstwo. Na Youtubie i Instagramie pojawia się coraz więcej ciekawostek o czytaniu mowy ciała, a masa ludzi czerpie z nich wiedzę. Często jednak takie złote uwagi nie mają nic wspólnego do praktyki. Mowa ciała nie jest taka sama u każdego, dlatego u nieznajomego częściej błędnie odgadniemy niewerbalny komunikat niż u swojego brata czy najlepszego przyjaciela. Czy znasz powiedzenie “rozumiemy się bez słów”? Chodzi w nim właśnie o to, że znamy kogoś tak dobrze, że praktycznie bezbłędne potrafimy odczytać intencje danej osoby i z jej gestów i mimiki możemy odczytać, czego potrzebuje albo co ma na myśli. Obce osoby, które chcemy “przeczytać”, nigdy nie będą dla nas otwartą księgą.
W końcu znajdziesz to, czego szukasz
To największy grzech pasjonatów czytania mowy ciała: ignorowanie szerszego kontekstu. Ktoś podrapał się za uchem: najpewniej kłamie. Ale może być też tak, że po prostu zaswędziało go ucho. Jeśli znamy jakieś zjawisko, częściej zwracamy na nie uwagę, co sprawdza się też w tym zagadnieniu. Początkujący mogą wyłapywać mnóstwo sygnałów, które mogą coś znaczyć i nadinterpretować takie zachowanie w celu potwierdzenia swojej tezy. Np. zdradza mnie > gdy tłumaczył, że tego nie robi, nie patrzył mi w oczy > to oznaka kłamstwa > okłamał mnie > zdradza mnie. W ten sposób często wytwarzamy sami sobie dowody potwierdzające postawioną przez nas tezę, co skutkuje nabraniem pewności co do naszych zdolności. Ignorowanie kontekstu występowania niewerbalnych komunikatów jest również bardzo niekorzystne dla “czytającego”. Zasłonięcie kogoś swoim ciałem może być oznaką chęci ochrony lub próbą zdominowania, zależnie od kontekstu. Ten sam gest może znaczyć coś zupełnie przeciwnego w różnych sytuacjach, a bez wiedzy o kontekście, nasze “czytanie” zupełnie traci na wartości.
Wiedza nie czyni eksperta
Nie da się ignorować sygnałów, które są dla nas znajome. Nie możemy zabronić naszym mózgom reagować na gesty, które kojarzymy z czymś konkretnym. Oznacza to, że nie jesteśmy zwyczajnie w stanie nie zauważać objawów kłamstwa czy innych znajomych nam syndromów. I wyłapując takie smaczki, nie jesteśmy w stanie zinterpretować ich inaczej, niż w pierwszej chwili np. jako objaw kłamstwa. Przez to często się mylimy i nie jesteśmy w stanie zaufać swojemu osądowi w 100%. To bardzo dobrze pokazuje, że czasami niewiedza wychodzi na lepsze, niż wiedza szczątkowa.