Chcąc nie chcąc, rodzice mocno wpływają na postrzeganie związków przez ich dzieci. Czasami możesz traktować ich relacje jako drogowskaz. Innym razem chciałabyś ułożyć sobie życie zupełnie inaczej.
Przez lata obserwujemy naszych rodziców i chłoniemy ich zachowania. Od dziecka przyglądasz się uczuciom, jakie są między mamą i tatą. Łapiesz ich schematy. Niektóre są dobre, inne mniej. Nie da się jednak całkowicie od nich uciec. Można powiedzieć, że część zachowań po prostu dziedziczymy, przypatrując się co dzień naszym rodzicom.
Jeśli chodzi o mnie, miałam szansę wiele się od moich rodzicieli nauczyć. Pięć najważniejszych kwestii, które na zawsze pozostaną mi w pamięci to:
1. Warto czekać
Rodzice pokazali mi, że warto czekać na coś wartościowego. Nie była to dla mnie łatwa nauka, ale jakże potrzebna. Życie czasami wymaga od nas, żebyśmy były cierpliwe. Czekanie nadal nie jest moją mocną stroną, ale na pewno przydaje się w życiu (i to nie tylko w kontekście relacji damsko-męskich).
Żeby stworzyć z kimś udany związek, samemu trzeba być na to gotowym. Nieraz wydawało mi się, że przecież mogłabym już mieć chłopaka. Jestem dorosła. Koleżanki w międzyczasie zdążyły rozstać się z kilkoma facetami, a ja coraz częściej myślałam, że pewnie czeka mnie staropanieństwo. Jakoś nie trafiałam. Przeważnie albo któryś z onych nie chciał, albo to ja się wykręcałam. Dziś myślę, że ten czas bycia samemu był bardzo potrzebny. To wtedy najbardziej otworzyłam się na ludzi, ale też bardziej zaakceptowałam siebie, w konsekwencji czego, później mogłam stworzyć po prostu dojrzalszy związek.
2. W związku kończy się ja, a zaczyna – my
Ponoć większy problem z przestawieniem się na myślenie w liczbie mnogiej mają mężczyźni. Pewnie jest w tym sporo racji. My kobiety często mamy tendencję do przesadzania w drugą stronę. Ogarniamy myślą całe ognisko domowe, wszystkich jego mieszkańców i takiego samego, wielotorowego myślenia oczekujemy od facetów. Nie to jest jednak naszym zadaniem.
Moi rodzice nieraz pokazywali mi, co to znaczy być razem w związku, w małżeństwie. Chodzi o to, żeby mimo tych i innych różnic, które zawsze będą, pamiętać o drugiej osobie. Że jeśli masz ochotę iść na piwo z kumpelami, to się pytasz małżonka, czy może nie chciał akurat z Tobą w domu posiedzieć (może szykował już w głowie romantyczną kolację, a potem…). Z kolei on, mijając sklep w drodze do domu z meczu piłki nożnej, zapyta czy czegoś zakupić nie trzeba. Ty z rana mniej marudzisz, bo wiesz, że to działa na niego jak płachta na byka. On z kolei podnosi klapę podczas sikania.
Filozofia „my” to tak naprawdę proste sprawy, a jakże czasami trudne do wykonania, bo przecież może się na przykład akurat nie chcieć. Ważne, by sobie uświadomić, że „my” nie oznacza pozbycia się indywidualności. „My” to po prostu wpadnięcie czasami na prosty pomysł uszczęśliwienia drugiej osoby za pomocą zwykłej, codziennej rzeczy.
3. Kłótnie w związku są normalne
Kłótnie, nieporozumienia – to się zdarza. Nawet na co dzień zgodni ludzie, nawet najbardziej dobrana para może mieć gorszy dzień i wykrzyczeć sobie to i owo. Nie oznacza to, że się przestali kochać. Mogą miewać nawet gorsze miesiące. Mogą nie do końca rozumieć swoje punkty widzenia na jakąś sprawę. Czasami problem może powracać, dopóki się go wreszcie nie rozłoży na czynniki pierwsze. Nie szkodzi.
Związek nigdy nie będzie doskonały. Tworzą go ludzie – osoby nieidealne. W dodatku także osoby zmieniające się na przestrzeni lat i pod wpływem różnych doświadczeń. Normalne więc, że coś nieraz nie styka. Ważne tylko, żeby umieć się godzić, i żeby wyciągać wnioski z różnic zdań. Poza tym dobrze jest kłócić się i szukać porozumienia z dala od niepotrzebnych świadków. Oni naprawdę są niepotrzebni.
4. On może nadawać w innym języku
Patrząc na mamę i tatę, zrozumiałam też, że dla drugiej osoby trzeba się nieraz wysilić. Chodzi o to, że sposoby okazywania miłości są różne. Niestety, albo stety, często jest tak, że druga osoba z pary w zupełnie odmienny sposób niż my wyraża swoje uczucia. Niestety, bo trzeba się namęczyć, żeby pojąć ten drugi język. Stety, bo to uczy skupienia na partnerze, nie na sobie.
Gary Chapman stwierdził, iż tych sposobów, czyli tak zwanych języków miłości, jest pięć. Ja na przykład wyjątkowo cenię czas, który mogę spędzić z Marchwiowym sam na sam, chociażby gadając o sprawach ważnych i tych zupełnie nieważnych. Czuję się kochana, kiedy on poświęca mi czas i uwagę. Najbardziej naturalnie przychodzi mi wyrażanie miłości właśnie w ten sposób. On jednak odczuwa trochę inaczej. W swoim języku miłość komunikuje, niekoniecznie poświęcając mi maksimum uwagi. Marchwiowy czuje się kochany, będąc przytulonym i w ten, właściwy dla siebie sposób, stara się przekazywać mi swoją miłość. Marchwiowy okazuje miłość dotykiem, czułością.
To wszystko nie oznacza, że ja nie lubię się przytulać, a on nie lubi spędzać czasu tylko ze mną. Po prostu okazuje się, że nie zawsze łatwo jest wyrazić miłość w taki sposób, żeby rzeczywiście druga osoba ją w pełni poczuła. To tak w skrócie. Dla zainteresowanych pogłębieniem tematu, a naprawdę warto, by się po prostu lepiej zrozumieć, polecam książkę Chapmana. Naprawdę wiele tłumaczy.
5. Związek to partnerstwo
W naszej relacji jesteśmy równie ważni. Moje sprawy są tak samo istotne jak jego. Jeśli jest inaczej, to coś tu nie gra. Partner to najbliższa osoba, która pomaga Ci stawać się lepszym człowiekiem, realizować marzenia i nawet najbardziej szalone plany (w których powodzenie poza Wami nikt nie wierzy). Kiedy trzeba, położy Cię do łóżka i powie, że powinnaś wreszcie się wyspać, bo ostatnimi czasy wypijasz hektolitry kawy i zupełnie przestałaś dbać o zdrowie. Innym razem Ty wyślesz jego CV do pracy, o której zawsze marzył, ale jakoś nie odważył się nic w związku z tym przedsięwziąć.
Związek, a zwłaszcza małżeństwo, jest po to, żeby się wspierać. Jest po to, żeby kroczyć razem po ścieżce życia i prostować ją, kiedy któremuś z dwojga się zbłądzi. Partner to swój człowiek, który wie, jaka jesteś i zawsze będzie starał się pomóc. Świadome bycie razem to współdziałanie i odrobina czułości.
To moich kilka lekcji, które odebrałam od mamy i taty. A czego Ty nauczyłaś się o związku od rodziców?